Było to pod koniec lat trzydziestych. Z macochą i z Witoldem wybieraliśmy się ich Oplem na weekendową przejażdżkę w towarzystwie Cezia. Podczas tankowania samochodu na Placu Piłsudskiego wysiedliśmy z wozu i stanęliśmy sobie, Cezio i ja, opodal. Patrzyliśmy na przepływający chodnikiem strumień przechodniów, gdy nagle ukazała się wśród nich piękna, ruda dziewczyna. Kiedy nas minęła, przeniosłem wzrok na starego przyjaciela, by wymienić z nim spojrzenia męskiej aprobaty. Ale on patrzył melancholijnie w ślad za dziewczyną, a kiedy zniknęła nam z oczu, powiedział: <br>- Nigdy w życiu nie miałem rudej... <br> Chyba jednak, mimo tego braku w życiorysie, był to człowiek szczęśliwy, który wiedział