powrotem. Blisko progu już doleciała ją nucenie, podobne do jęku, takie samo jak w noc po koncercie Hubermana, kiedy podsłuchiwała pode drzwiami salonu. Róża grała "Elegię", usiłując - niby obojętnie - śpiewać dalej: <br> <br>Głos rozłaził się, drżał, niknął, w miejsce tomów muzycznych napływały łkania. <br>Tego Marta nie mogła ścierpieć. Świat za domem runął, pochłaniając Stefana, rzuciła się ku matce, blada, zamknęła dłonią jej usta. <br>- Cicho, cicho - tuliła jak dziecko. Nie śpiewaj, graj tylko, ja ci zaśpiewam. Już nie płacz. <br>Odetchnęła... zaśpiewała tak pięknie, że piękniej nie można. Kiedy skończyła, Róża położyła głowę na jej dłoni, patrzyła z dołu w twarz córki jak w