krześle, wsparł drabiniasty łeb na stole i spoglądając na ojca przymglonymi ze starości ślepiami, jął opowiadać o swoim dzieciństwie pachnącym mlekiem, białą koniczyną, miękkimi kolbanu kukurydzy, kostką cukru, grudką soli, majową trawą słodszą niż miód, gdy się przez całą noc chodziło koło matki pasącej się nad rzeką, gdy się cichutko rżało, próbując wypić z Dunajca utopiony na jego piaszczystym dnie ledwie wyrzynający się nów.<br> Przysłuchując się tej rozmowie, wilgotnej i trawiastej, dowiedziałem się, że nasz stary koń będąc źróbkiem marzył o siodle nabijanym złotymi gwoździkami, o srebrnych werblikach, o rycerzu siedzącym na jego grzbiecie.<br> Przymykając zamglone ślepia opowiadał, jak unosił tego