walczyć, to jest mój prawdziwy żywioł i świat. Świat, który z łatwością odtwarzałem po paru kieliszkach czegoś mocniejszego.<br>Leżę - ja, prorok karnawału, pobity przez miejscowych hipokrytów, a kurtyzany - skoro tylko mrok zacznie zapadać, przeminie skwar dnia i cykady coraz głośniej zwiastować będą ciepłą noc - ostrożnie podchodzą do wtulonego w podróżną sakwę, zbolałego (krew miesza się z kurzem, choć na razie najbardziej doskwierają bolesne otarcia skóry) i płaczącego, tak, płaczącego śmieszka, i podają bukłak z wodą, którą chciwie łykam, a krople ściekają na fikuśny, pełen łat kubrak. Potem, kiedy księżyc przeświecając zza dębów wzywać będzie lunatyków i samobójców, odkrzykują coś niecierpliwym klientom