jeszcze przed nocą. - Mówię mu: - Dobrze, Diego. - I patrzę, a on znów taki promienny, rozświetlony jak pierwszego dnia nad strumieniem, kiedy zaczynaliśmy ucieczkę.<br>Słońce przetoczyło się tymczasem po niebie i <page nr=26> ogarnęło rozpadlinę. Nie wiem, ile godzin przeszło, gdyśmy tam bawili.<br>Pewnie dużo, bo już cienie padały inaczej, ukośnie. Wstałam.<br>Wzięliśmy sakwy i ruszyliśmy skałami pod siodełko. Ale co robić?<br>Nie można iść, chyba czepiać się głazów rękami i wciągać na czworakach. Śmiejemy się. - Diego - mówię - kiedy tak idziesz, jesteś podobny do kota. - A ty do myszy, połknę cię zaraz - odparł. I dodał: - Co masz w sakwie? Tylko habit? Już go lepiej