lazaretu czy z polowej kuchni. Ostrzyżony "na zero" Jura stanął przy fortepianie i poprosił Surmową, by zagrała im "Kalinkę". Ale ona nie znała tej melodii. Nastąpiła niewielka przerwa, bo lotnik zmienił się w nauczyciela, nucił melodię, potem frazy ze słowami. Surmowa, obdarzona słuchem, szybko chwyciła, w czym rzecz. Za chwilę salon grzmiał chórem. Lotnicy śpiewali głębokimi, pięknymi głosami "Kalinka, Kalinka, malinka maja". Pary już ruszyły w tany. Pan Oleś przytupywał do taktu, klaskał w dłonie i powtarzał, dziwiąc się w nieskończoność:<br>- Co za temperament, jakie głosy, co za siła! I wcale nas nie zabili, ot, dziwne!<br>Mężczyźni przysiadali i z tej