spostrzegłem nawet, jak i kiedy się to stało, jedziemy wzdłuż wybetonowanego kanału, na którym kołyszą się barki, po jego drugiej stronie koszary, jakiś gmach urzędowy; nie zatrzymując się przejeżdżamy stację, na peronie której stoi uczeń w okularach, zawiadowca stacji i pani strofująca dziewczynkę z lalką; na koniec zatrzymujemy się nad samiuteńkim jeziorem na betonowym molo, przy stacji wyglądającej jak zakład kąpielowy, która jest jednocześnie stacją żeglugi. Ludzie rozpychają się przy oknach i spoglądają niemo w wodną przestrzeń, zamkniętą na dalekim horyzoncie monumentalną siną sylwetką alpejskiego łańcucha gór. Ten łańcuch górski nie ma nic wspólnego z przebytą niedawno atmosferą ścieśnienia, jest rozległy