skrzydła. Przylgnąłem płasko do smoczego futra, by nie zgarnęły mnie gałęzie. Pod pachą trzymałem wiercące się szczenię. Wysiłek sprawił, że rozkaszlałem się znowu, dodając do zacieków na Pożeraczowym futrze nowe, krwawoczerwone wzory. Pożeracz Chmur gnał jak szalony. Zatrzymał się dopiero w znajomym nam miejscu nad strumieniem. Wypluł klejnoty i zaczął sapać gwałtownie. Zsunęliśmy się z Liską na ziemię. Złapałem nieposłuszne szczenię za ucho, podsunąłem pod nos skaleczony palec, z którego jeszcze kapała krew, a potem, po raz pierwszy całkiem poważnie, przetrzepałem rudy zadek. Liska, wcisnęła się między korzenie drzewa i tylko wyglądała stamtąd, rozżalona i zapłakana.<br>"Jest rozpuszczona jak warkocz taniej