chmury, to całe bractwo leżące na trawie przed sklepem Sosnowskiego, podnosiło zalane twarze i groziło biedakowi:<br>- Gdzieś wlazł, gdzie? Świeć prosto, pieska twoja niebieska...<br>Nazajutrz kopali tak samo zawzięcie od świtu do zachodu i wykopali jamę długą na trzy metry, a wysoką, że można było wyprostować się swobodnie. Pod tylną ścianką rozesłali słomę, zdobytą u chłopów powracających z targu, i po raz pierwszy położyli się do snu we własnej siedzibie.<br>- Jutro trzeba od frontu żerdziami zagrodzić - powiedział ziewając Korbal. - Zostawić tylko przełaz, resztę zagrodzić i gliną obrzucić. I górę trzeba podeprzeć, bo to nie wiadomo...<br>Obudzili się późno. Spaliby jeszcze, strasznie