dwadzieścia jeden...<br>Moja torba i siatka leżały na swoim miejscu. Skamieniałe w nienawiści serce zabiło mi na chwilę ludzkim wzruszeniem. Było wszystko, dokumenty, pieniądze, atlas... Na półce poniżej spoczywały paczki banknotów, dolarów i franków. Wygarnęłam wszystkie, nie licząc, wysokość moich strat moralnych wydatnie wzrosła przez ostatnie trzy miesiące. "Czekaj, ty ścierwo - pomyślałam mściwie. - Wykończę cię finansowo do reszty! W urzędzie skarbowym dolarami zapłacę podatek od darowizny!"<br>Na miejsce pieniędzy położyłam okropne, przegniłe łachy, które niegdyś stanowiły moją wytworną odzież, i zamknęłam sejf. Pożywiłam się jeszcze kilkoma owocami, zapaliłam suchego papierosa, zastanowiłam się i podeszłam do abstrakcyjnego obrazu. Coś trzeba zrobić z