ranek. Postanowiłem podchodzić, chociaż przy takiej pogodzie każdy krok słychać na znaczną odległość. Trudno, jeżeli nawet nic nie zobaczę, to przynamniej pospaceruję dla zdrowia. Zresztą, zawsze dotąd, gdy padało - podchodziłem, gdy nie padało - siedziałem na ambonie i nic. Jelenie wyraźnie drwiły z moich wysiłków. <br> Tego dnia wlokłem się po wąskiej ścieżynie zniechęcony i zrezygnowany. Czy warto włóczyć się przez miesiąc po leśnych wertepach, pocić przy podchodzie, marznąć na ambonce, skoro jedyną napotykaną "zwierzyną" są ptaszki i jeże? Cóż z tego, że przy każdym podchodzie widywałem liczne tropy jeleni, saren, dzików ... Chodziłem za nimi, oglądałem <orig>zbuchtowaną</> ziemię, poniszczone przez byki drzewka i