znów odezwał się w chwili, gdy zdejmował słuchawkę z widełek. Ręka sędziego drżała lekko. Przez uchylone drzwi przenikał do korytarza migotliwy blask świeczek. Olbrzymi cień poruszył się na ścianie.<br>- Hallo - rzekł sędzia. - Słucham.<br>- Sędzia Romnicki? - odezwał się daleki, szeleszczący głos, jakby na wietrze. - Sędzia Romnicki?<br>- Jestem, słucham, kto mówi? - zawołał sędzia.<br>- Fichtelbaum, adwokat Fichtelbaum, pan mnie pamięta? <br>- Panie Boże! - powiedział sędzia. - Panie Boże!<br>Z tamtej strony nadpłynął głos szeleszczący, wyraźny, lecz bardzo daleki, jakby odzywał się z innego świata, i tak było w istocie. Telefonował adwokat Jerzy Fichtelbaum, dawny sędziego znajomy. Szło o córeczkę adwokata, imieniem Joasia. Ojciec chciał uratować dziecko