siedmiorga dzieci już dorosłych lub dorastających, stary Kossecki, od czterdziestu lat magazynier cukrowni, przypomniał sobie, że jeden z jego towarzyszów dzieciństwa jest obecnie zamożnym kupcem w Warszawie. Dzięki tej to odległej znajomości Antoni znalazł się pewnego dnia w stolicy - a był właśnie rok 1905 - i został przyjęty na praktykanta do sklepu kolonialnego. Był to, jak się zdaje, pierwszy i ostatni w jego życiu wypadek, kiedy skorzystał z ułatwień protekcji. W zamian za pracę otrzymywał wyżywienie, ubranie i buty raz na rok oraz składane łóżko we wnęce mizernego pokoiku, który na facjatce <page nr=21> przy ulicy Chmielnej, nie opodal ówczesnego Dworca Wiedeńskiego, zajmowali trzej subiekci