zwiotczałego ze strachu i wstydu jeszcze bardziej niż zwykle, odciągał skórkę napletka, zerkał w oczko, mrucząc coś pod nosem. Ważył kurczące się z lęku jajeczka w rękach, sprawdzał palcami łączące je przewody. A potem było zawsze to samo. <br>- Proszę stanąć tyłem i oprzeć się rękami o kozetkę. <br>Robię lekki, malutki skłon. Opieram się o leżankę pokrytą zielonkawą flizeliną.<br>- Nie napinać pośladków, nie napinać! <br>Akcja staje się nagle gwałtowna jak sekwencje z wykonywania wyroku śmierci. Doktor, będący narzędziem zemsty, ładuje mi palec w odbyt. Przecwela paluchem! Powinien jeszcze mówić: "Ja ci, kurwa, dam, jin - jang!" Wiercąc brutalnie w zadzie, winien szydzić: "I