Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
dobra robota), dobijam do pomostu. Cóż za ulga i jakież zacisze. Rozglądam się wokół - dotąd zajęty byłem absolutnie manewrowaniem, gdy nagle dobiega mnie głos:
- A zezwolenie ty masz, żeby się tu zatrzymać?
Zaskoczony taką, bądź co bądź w cywilizowanym świecie niespotykaną odzywką, zauważam Billa. Zamazana anglosaska jego mać. Wściekły. Ostatecznie skurwysyn widzi, że przyszedłem sam, że jestem zlany kompletnie. Mógł chociaż zacząć od dzień dobry, drań mętny.
Oczywiście, nie stanowiłoby dla mnie problemu zmieszanie go z błotem, ale lepsza połowa triumfuje. Przypominam sam sobie, że Bill "zafundował" mi lunch, że szczegółowo i usilnie wyjaśniał, iż nie ma mowy, abym znalazł pracę
dobra robota), dobijam do pomostu. Cóż za ulga i jakież zacisze. Rozglądam się wokół - dotąd zajęty byłem absolutnie manewrowaniem, gdy nagle dobiega mnie głos:<br> - A zezwolenie ty masz, żeby się tu zatrzymać?<br> Zaskoczony taką, bądź co bądź w cywilizowanym świecie niespotykaną odzywką, zauważam Billa. Zamazana anglosaska jego mać. Wściekły. Ostatecznie skurwysyn widzi, że przyszedłem sam, że jestem zlany kompletnie. Mógł chociaż zacząć od dzień dobry, drań mętny.<br> Oczywiście, nie stanowiłoby dla mnie problemu zmieszanie go z błotem, ale lepsza połowa triumfuje. Przypominam sam sobie, że Bill "zafundował" mi lunch, że szczegółowo i usilnie wyjaśniał, iż nie ma mowy, abym znalazł pracę
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego