nie brakuje. Woła żonę - zobacz, przysłali! - i z dumą pokazuje frontyspis, gdzie widnieje dedykacja: Trzem Lidiom: Żonie, Córce i Wnuczce. Ale muszę jeszcze na moment wrócić do ostatniej części "Jonasza", tych pięknych i wzruszających krótkich pieśni żałobnych. Przeniósłbym do tej części kilka tekstów z części drugiej. Tych o śmierci pewnych słów, pewnego języka, pewnej mowy. Jak z "dziewki" zrobiła się "dziwka", ale i ona odeszła, stała się "kociakiem", potem odszedł "kociak" i zrobiła się "panienka". Jak gasły <orig>"andrusy"</>, <orig>"żigolaki"</>, <orig>"flirty"</> i <orig>"garkotłuki"</>. Język, jak wiadomo, też się wykrusza. Ale wykruszone miejsca natychmiast zarastają. Zresztą często coś ginie, bo wypiera go nowe