była właśnie zaginiona Moja Stara. Jakby nigdy nic, stała sobie spokojnie na suficie dziedzińca uniwersyteckiego i karmiła dra Ćwierciakiewicza. I dopiero kiedy Ćwierciakiewicz, mlasnąwszy głośno i poklepawszy Moją Starą po <orig>abdomenie</>, odszedł, podbiegła, nie speszona, do profesora i rzekła:<br> - Może pan być dumny ze Swojej Starej, panie profesorze. Doktorowi bardzo smakowało. Powiedział, że kiedy on będzie na czubku, wszyscy będą mieli w <orig>abdomenie</> ciernie, strawione na <orig>trychonymfach</> kampanulach.<br> Oburzenie i gniew odebrały mu władzę w nogach. Przykucnięty do muru, wybałuszał przed siebie antenki i milczał.<br> - Ach, żeby pan profesor tylko wiedział, jak cudownie jest nakarmić przyszłego zbawcę, bojownika o sprawiedliwość, wskrzesiciela