tzw. rozsądną dziewczynką. Rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej, chodziłam więc, chociaż nie lubiłam ani śpiewać w chórze, ani grać. Cała prawda o mojej nauce muzyki jest taka: młody nauczyciel, który przychodził na lekcje do domu, odwalał wprawki za mnie i za moją siostrę, a my płaciłyśmy mu chlebem ze smalcem i z musztardą. Mama słuchała z drugiego pokoju i była zachwycona naszą pracowitością. Do dziś nienawidzę fortepianu.<br>W swoim pokoju mogłyśmy robić, cośmy chciały, ale nie nadużywałyśmy wolności. Owszem, ściany malowałyśmy plakatówką w najrozmaitsze wzory i kolory, ale mama malowała razem z nami. I bez przerwy przerabiałyśmy meble, dzieląc je