urządzający kawały, to dla dzieci źródło niewyczerpanych rozkoszy. Zawsze żyliśmy w oczekiwaniu jakiejś lubej przygody. To prowadząc ćwiczenia straży pożarnej oblał nas wodą z góry na dół (a Jagusia płakała: "Pan hrabia taki pobożny, a dzieci oblewa"), to znowu na prima aprilis ks. dziekan dostał ptysia z pianką mydlaną zamiast śmietany, a ponieważ był przywiązany do stołowej nogi, nie mógł wstać, by to paskudztwo wypluć. Kiedy<br>indziej, wieczorem, ktoś pukał do okien naszego bratkowskiego domu. <page nr=26> Wołano, szukano sprawcy, a wuj nagle wskakiwał na plecy stróża Kazimierza Słowika, co mój ojciec uważał za bardzo niebezpieczne, bo przecież "można cię było zastrzelić". Nie