paw łażący po blaszanym dachu rozpalonym na słońcu, cietrzew tańczący na polanie, rozgrzebujący rapami białą jutrznię do juchy.<br> <page nr=38><br> Podniosłem się na to jej wyjście najpierw na łokcie, na obydwa kolana, na proste nogi i zacząłem stopa za stopą iść do niej.<br> Szedłem przyciągany przez jej chód, przez jej bose stopy śmigające w zroszonej trawie, pełnej spadających gruszek.<br> Nie mogłem się dość napatrzeć, nadziwić jej bosym stopom, jakby związanym niewidzialną przędzą w kostkach, kruchym stopom, jeszcze pachnącym winnym moszczem tryskającym z beczki pełnej winogron.<br> Stopy jej sprawiły, że nie widziałem dziewczęcej twarzy ani oczu, nie pamiętam, w jakiej była bluzce, w jakiej