się wygodnie w fotel, by oddać się szczeremu, bezmiernemu rozczuleniu. Płakała głośno i bardzo rozpaczliwie. Jej wygląd rozdzierał serce. Jednocześnie sprawiała wrażenie osoby, która nareszcie dostała to, czego tak długo pragnęła. Zawodząc wniebogłosy, przybierała miny przymilne i adresowała do mnie wyraźnie dziękczynne gesty. Próbowała się nawet uśmiechać, choć też bardzo smutno. <br>Traciłam kontrolę nad sytuacją. W żaden sposób nie udawało mi się "Pani Smutnej" uspokoić. Wprost przeciwnie, wskutek moich perswazji jeszcze bardziej się w tej eksplozji rozpaczy zapamiętywała. Ja już nie na żarty przerażona, zupełnie nie wiedziałam, jak mogłabym jej pomóc. Bałam się też, że może coś ją boli, wyglądała na