ze wszystkim, co mu podsuwała dziewczyna. Ze zdenerwowania piekły go uszy, gniotło w zwężonym raptem przełyku, uwierało pod żebrami. Mrówki przelazły mu z nóg i rąk na kark i łaskotały jak diabli. Stracił też zdolność określania odległości i wagi przedmiotów. Bez kłopotów, na szczęście, odbierał zapachy i smaki. Rzodkiewki były soczyste i jędrne, gorzkie jak trzeba, gasiły pragnienie na równi z herbatą i zaspokajały głód. Do tego chleb z masłem; nigdy nie jadł równie dobrego, nawet środek mu smakował, nie tylko skórka, masło pachniało świeżo skoszoną marcepanową łąką, na której pasły się marcepanowe krowy dające marcepanowe mleko. Nigdy nie wąchał marcepanowych