kanapki i otwierali termosy!<br>I tak dochodzimy w naszym pociągu do Warsu, miejsca magicznego. W dzieciństwie już sama jazda pociągiem była frajdą, bo jechało się albo w góry, albo nad morze, albo gdzieś..., gdzie - co najważniejsze - nie było szkoły! Bo często jechało się w nocy i nie trzeba było iść spać i w końcu, kiedy pożarło się całą wałówkę, można było tak długo suszyć głowę starym, że jest się głodnym, aż w końcu pękli i poszli z nami do Warsu. A tam inny, lepszy świat, oranżada, batony, parówki z musztardą i tak w koło Macieju! A kiedy już sam z kumplami