małej ukwieconej oficynie właśnie mieszkała piękna panna. <br>Wyszła natychmiast na spotkanie gości i powitała ich serdecznie, acz z niezmąconym spokojem. <br>Prawie zaraz potem wkroczyła do niewielkiego saloniku znajoma już Hubertowi tęga dama i natychmiast zaczęła mówić, ściskając ręce pani Romeyowej: <br>- Z całego serca wybaczam ci, Lizetko, moje dziecko, ten konny spacer, po którym, niech mi droga pani wierzy, czułam, że ani jedna rzecz we mnie nie jest na swoim miejscu, wybaczam ci wobec tego, że to spotkanie stało się powodem najmilszej wizyty państwa! Garderobiana musiała mnie potem masować przez pół dnia, gdyż, niech mi droga pani wierzy, czułam najwyraźniej wątrobę w