ogon!<br>Upadłaś, Chloe! O, Chloe, jak błogo<br>Zlizywać z bólu twe podeszwy bose!<br><br>Teraz twe piersi niech ukąsi oset -<br>W piekącej łunie naprężą się srogo,<br>A gniew ich piękny, bo on dla nikogo,<br>Bo pobok tylko trznadle piją rosę.<br><br>Już zbiegły z krzykiem - I Chloe się zrywa,<br>Na ostre ciernie spada śnieg bielizny,<br>Płoszy się w gąszczu sarenka trwożliwa...<br><br>Nie bądź mi, Chloe, i ty tak pierzchliwa,<br>Przecież się matka ani <orig>domyśliwa</>,<br>Że tak zaplątasz się w palcach mężczyzny.<br><br><br>IV<br><br><tit>LITOŚĆ</><br>Całować ranę - są raną twe wargi,<br>Jeśli od miecza, to ostrożnie ciętą...<br>Przestać całować to jakby odjęto<br>Trafionej w usta