z mrzawką, czy mgłą, prześwietloną słabym światłem zapalających się właśnie latarń, miękko opadały na nagrobki. Zawsze na cmentarzu najtrudniej mi myśleć o pochowanych tu bliskich. No, ale tym razem sytuacja była wyjątkowa. Za chwilę miała się ukazać moim oczom mama, a właściwie to, co po niej zostało po dwudziestu latach spoczynku w tej obcej jej ziemi obcego miasta. Grabarz-amator zaczął rozkopywać trawnik, którym pokryty być skromny, schludnie utrzymany grób. Pracując z pewnym pośpiechem, dość szybko zapadał w powstające zagłębienie, by wkrótce zniknąć z oczu. Jedynie bryłki ziemi, wylatujące raz po raz z głębi i opadające na krawędzie wykopu, świadczyły o