Milczę, nic nie gadam, oduczyliśmy się mówienia. Kiedy wreszcie ze mną przeszedł - odechciało mu się całkiem... Był taki pułkownik.. Nie powiem, dałem mu w kość. Nie chciał mnie słuchać. Brakowało mi nerwów, żeby się z nim użerać. - Poczekaj, zmiękniesz ty - pomyślałem. Śnieg był wtedy zły. Na wierzchu skorupa, a pod spodem bryja, jak się idzie przez taki śnieg, trzeba po zrobieniu kroku cofnąć stopę i dopiero ją wyciągnąć, żeby ta skorupa nie darła ci nogi na <orig>przodzie</> goleni. Nic mu o tym nie powiedziałem. Wyszarpywał stopy, aż wreszcie miał nogi zdarte do kości. Wtedy zaczął mnie słuchać... (W. Adamiecki, Taniec z