bas na odjezdnym, grożąc pięścią.<br>A potem wszyscy czterej, jeden za drugim, monotonnie kolebiąc się w zniszczonych siodłach, ruszyli pod słońce, wzbijając kurz na skraju drogi. I powlekli się tak przez uśpione wioski, lasy, które czerwone promienie dopiero co opłukały z resztek ciemności, i puste jesienne pola, pogrążone w pozornym spokoju.<br><br>Ktoś zawiózł go na przystanek kolejowy, skąd, nie pamiętając później jak, dotarł do <name type="place">Nieden</>. Bezprzytomnie powlókł się do pokoju, gdzie, nie ściągając ubrania, legł w poprzek łóżka. Wydawało mu się, że De-de stoi pod drzwiami i patrzy, że szarpie go za ramiona i chce obudzić.<br>Ocknął się przed wieczorem