o krętej wstędze rzeki Wilii. Nigdy tylko nie mówił o rodzicach. Zapytany, odparł, że ten rozdział jest zamknięty. Zbyt trudno wracać...<br><br> Sylwek długo składał zeznania. Wyszedł z salonu blady, usta miał szare, bezbarwne. Nie potrafił wciąż tego wytłumaczyć, nawet Marcie. Owszem, może i stchórzył, ale całkowicie go zaskoczyło. Odwieźli ów sporny kontyngent do młyna, zanocowali u młynarza, żeby dopilnować, by zboże nie zginęło. Do Malenia wracali wynajętą furmanką, tak zwaną podwodą. Strzały padły, gdy dojeżdżali do Byczyny. Zupełnie niespodziewanie. Hieronim kazał mu odebrać od furmana lejce i gnać, ile sił. Sam stał na wozie, strzelał z pepeszy. Pruł, aż w uszach