podzielonym mieszkaniu, pani Melania, osoba prosta, lat przeszło pięćdziesiąt, o sercu spragnionym uczucia, gotowa ukołysać mnie w swych ramionach. Jedyną wartością, która mi pozostała, było więc złoto. Kiedy przebiegam myślą dwadzieścia ostatnich lat mego życia, to łączy je wspólną klamrą właśnie ojcowski skarb. Opisując moje losy zdaję jednocześnie sprawę ze sposobu wydatkowania tych niemałych jak na krajowe warunki pieniędzy. Oto jak doszło do pierwszego, poważniejszego uszczuplenia odziedziczonych zasobów.<br>Mijał właśnie rok 1968 i kończyłem pięćdziesiąt jeden lat. Odczuwany bezsens życia wepchnął mnie w stan półchoroby. Lekarz wykrył u mnie apatię i niedokrwistość, coś w rodzaju blednicy, przypadłości gnębiącej zwykle dziewczęta w