kolanami, jak wiejskie kobiety gęś, z której drą pierze. Olo ruszył w jego stronę. Szukając dla stopy miejsca w kłębowisku rąk i nóg trafił na czyjąś dłoń, przestraszony zrobił prędko krok i zwalił się na śpiących. Żaden się nie poruszył. Olo z włosami zjeżonymi, jak człowiek, który postawiwszy nogę na spróchniałej desce wpada nagle do trumny, poderwał się na klęczki, cofnął do drzwi. W tej chwili usłyszał znajomy głos.<br>- Uzupełnię stan i pozostaniemy w "Zośce", ale jako pluton samodzielny... Ilu mam? No, sześciu, więc co z tego?<br>Olo skokiem znalazł się w progu drugiego pokoju. - Zygmunt! <br>- O, siódmy! - krzyknął wysoki człowiek