dwoje, a ja jestem chrzestnym ojcem jednego z nich. Nasz przyjaciel mecenas nie dożył końca wojny, chociaż wielu skazańców uratował od śmierci. Demon gry nie przyszedł mu w niedoli z pomocą.<br>Wybiegłem nieco naprzód, mówiąc o późniejszych losach moich przyjaciół. A tymczasem nasze życie obozowe przebiegało ze zmiennym szczęściem. Wymagało sprytu, odwagi, przemyślności, szybkiej orientacji. Najlepiej udawało się to rotmistrzowi. Potrafił w każdej sytuacji zmylić czujność esesmanów, blokowych, kapów, aby zorganizować nieco żywności. Mieliśmy zawsze dodatkowe porcje chleba, a często nawet cebulę, kawałek kiełbasy i papierosy. Był niewyczerpany w najzuchwalszych pomysłach i dbał o swoich pupilów jak dobry szef. Raz jeden