nam za Sędziwojem, który wybrał się w podróż do Czech po rozmaite potrzebne do tyglów kruszce, jakich ziemia krakowska nie rodziła. Pojechał, nabył, czego mu trzeba było, i wracał do domu. Przez lasy przyodrzańskie, raciborskie wypadła mu droga. Bardzo niebezpieczna: bo nie tylko bagniska i grzęzawy nieprzebyte, ale groza dwóch srogich zbójników, którzy tam mieli kryjówki. Czarny Piotr zwał się jeden, Czarny Paw było drugiemu. <br>Nie obawiał się przecie zbójców Sędziwój, bo i kto by się tam łakomił na starzyka kruchego, który, kolebiąc się wolno na lichej szkapinie, żadnych nie wiózł dostatków, jeno - śmiech wyznać - jakieś margle*, krzemienie i piargi pieprzowatego