go dwa razy w tygodniu. Wracał z coraz cięższą astmą. Mama wysyłała nas z domu, żebyśmy nie słyszeli. Prosiła, żeby przestał, ale ojciec nie ustępował. W końcu złapali Donaca. Szedł przez Szeli w kajdankach, z gołą głową. Prowadzili go ludzie w cywilu. Mają już za dużo policji, powiedział ojciec. Nie starcza dla wszystkich mundurów.<br><br>Ojca wzięli na konfrontację, gdzie zeznawał urzędnik pocztowy. Tym razem go nie wypuścili. Mama pojechała do Budapesztu, a mnie kazała pójść na widzenie. Nie poznałam ojca przez kratę. Był nie ogolony, wymęczony, bezwolny, nie ten sam. Nic nie mówiliśmy, mieliśmy łzy w oczach. Nie musiałam nic mówić