mi włożyć galowy mundur męża, buty z cholewami z twardej błyszczącej skóry, mosiężny wypucowany kask z kogucim piórem, i gdy tak chrzęszcząc juchtem, suknem i metalem przechadzałem się po kuchni, zawołała mnie do sypialni, wręczyła toporek strażacki i kazała porąbać konika na biegunach; uwinąłem się szybko, konik zmienił się w stertę szczap i drzazg, a ja wyciągnąłem chustkę pułkownika pachnącą tytoniem i absyntem, aby otrzeć zroszoną potem twarz; chowając chustkę w kieszeń munduru zobaczyłem na niej moje krosty, zeschnięte jak owoce głogu, pobiegłem do lustra, twarz moja była czysta, poczułem się - pamiętam - wtedy dziwnie osłabiony i poprosiłem przyjaciółkę mej matki, by