Brońcię w ostatniej chwili, gdy dorożka, grzęznąc w glinie, gramoliła się pod górę.<br>Ksiądz obszedł cały domek, skropił wszystkie kąty i słowa uroczystej łaciny zrosiły serca spragnione otuchy niezrozumiałą rzewnością.<br>Zasiedli do pożyczonych stołów: ksiądz na honorowym miejscu, obok niego ojciec z dziećmi, prócz Weronki, która podawała, dalej cała partia strugaczy i Korbal, bo chociaż z nimi już nie robił, ale kiedyś był ich Mojżeszem, na Kozłowo przyprowadził - trudno go było nie zaprosić.<br>Rozmowa jakoś się nie kleiła. Milczeli, skrępowani obecnością osoby duchownej, młody dobrodziej znów pamiętał, że jest tą osobą, i nie mając wprawy w podobnych wypadkach, trzymał się sztywno