Innej drogi nie było. Nie udawał, że goni grupę. <br>Kierownika, altankę, pracę, ogródek. Przyznany tym biednym <br>dzieciom w ramach akcji i z resztówki rozparcelowanego majątku <br>dworskiego. Za miastem, każdemu za daleko. Ze szczodrych serc <br>grubych i chudych, i tych w sam raz, zasiadających za stołem <br>prezydialnym w dniu dziecka, prawie święta, choć bez <br>świętego. Kiedy nawet oni - czy przede wszystkim - mieli <br>obchodzić radośnie ów dzień. Z meczem siatkówki <br>i szczypiorniaka, dla mniejszych dwa ognie, nożna za brutalna, <br>za prymitywna, najważniejsza pani z komitetu nie znosi; potem <br>obiad z lodami, maluchy na huśtawki, obok fotograf. Obcy, może <br>z powiatu? Może zamieści w