się w swym fotelu, modląc się w ciszy o chwilę, w której będzie mogła zemknąć aż za wodę. <br>Jakże inaczej wyobrażała sobie ten podwieczorek, w czasie którego miała zabłysnąć inteligencją, oczarować matkę Huberta, a Nz niego samego zrobić sobie przyjaciela i niewolnika. Miała mówić dużo i potoczyście, miała się śmiać swobodnie, jeść mało, a z wielką elegancją. Zamiast tego siedziała na brzeżku fotela wystraszona i blada, nie umiejąc trafić łyżeczką do ust. <br>Ale kiedy już była bliska płaczu, powoli zaczęło się coś zmieniać.<br>Padło jedno i drugie zachęcające słowo z ust pani, uprzejmość Huberta zelżała nieco. Marylka odetchnęła. <br>Od rzeki szedł