Widzi pan, w moim kasynie nigdy nie brakuje tematów dla pisarzy.<br>- Co oni mają w gębie? - zapytał jeden ze strażników, schyliwszy się nad trupami.<br>- Jakieś kartki - odpowiedział drugi. - Wyglądają mi na kartki z kalendarza.<br><br>Wrocław, czwartek 19 grudnia, <br>godzina szósta rano<br>Wrocław przyduszony był napuchniętymi kłębami szarych chmur, z których sypały się lepkie płaty śniegu. Viktor Ziesch, pomocnik administratora szpitala św. Jerzego przy Mehlgasse, zdjął sztywną czapkę z daszkiem, powachlował się nią, rozpiął szynel i oparł się na szufli do odgarniania śniegu. Ziesch był naturą refleksyjną i nade wszystko lubił chwile zadumy, które nachodziły go nagle, kazały przerywać pracę i zastanawiać