tym więcej porażającego spokoju, który rodzi się jakby na samym dnie, w trudnych do przeczucia miejscach, gdzie człowiek musi dotrzeć sam, absolutnie sam, choć jest już strzępem człowieka, prosi tylko o śmierć albo coś podobnego. <br>Mogło więc komuś w tym sanatorium zależeć, żebyśmy się dobijali, upadali pod nadmiarem swojej kruchości, szarpali z całym swoim nieudanym życiem, gotowali w sosie wzajemnego niezrozumienia, żeby rosła w nas pustka, wszechobecna świadomość totalnej samotności, w której choroba może się już bez przeszkód rozwijać. <br>Może właśnie dzięki tej powszechnej rozpaczy wytwarza się pewien rodzaj surowicy, tak potrzebnej ukąszonym przez rozpacz? <br>Z początku każdemu nowemu wydawało się