stół był z litego drewna, więc Pawełek tylko się rozpłaszczył na blacie. Pod nim zachrupało szkło, piwo chlust, butelki lecą na podłogę jak wiosenne sople. Zielone od heinekena, brązowe z nalepkami bassa i mcsorleys, przezroczyste od corony. Chrzęst taki, że cały bar odwrócił się w naszą stronę.<br>- No, to sorry - szepnął Pawełek i zamknął powieki, a ten w rogowych okularach pochylił się nad bezwładnym ciałem i spokojnie mówi:<br>- Pięć heinekenów, osiem pięćdziesiąt, osiem mcsorleys, dziewiętnaście siedemdziesiąt pięć, cztery bassy, dwanaście sześćdziesiąt, dwa, tfu, rolling rock, ty chyba ocipiałeś, Kitahara, albo się umartwiasz, że to pijesz, cztery czterdzieści, pralnia chemiczna dla mnie