sobą. Są towarzysko ugrzecznieni, flirtujący i dowcipni. Opowiadają sobie, co się wydarzyło zabawnego, kto z kim i co, witają nowo przybywających wesołymi okrzykami i dowcipnymi uwagami.<br>Wchodzę. Gwar się tłumi. Pomruki: - Aaaaa. - Okrzyki: - Cicho, cicho! - Przechodzę wzdłuż krzeseł i staję przy moim stole, na którym jest karafka z wodą i szklanka. (Nawet tego mi nie oszczędzili.) Kłaniam się, rozlegają się oklaski. Obejmuję salę wzrokiem. W pierwszym rzędzie między innymi siedzi staruszek, pan Jacques Collin, lektor języka francuskiego na Uniwersytecie Warszawskim, który z powodu artretyzmu rzadko wydala się ze swego pokoju, a nawet sam jada. Siedzi z wielką wprawą i rutyną, do