rodzinnej, a teraz oto wrócili się domowi, kiedy przypomniał, jak wielką jest to łaską, coś złego przemknęło mu po twarzy, a oczy zabłysły wilczym, dzikim blaskiem. Zaraz po mszy wikary zaintonował "Boże, coś Polskę" i ludzie runęli na kolana. Michał pochylił ostrzyżony łeb, prawie dotknął nim zadeptanej posadzki. Kościół wypełnił szloch, ludzie śpiewali, jakby serca chcieli wydrzeć, jęczeli, błagali, skomleli. O powrót Felakówny i młodego Sochy, i Zośki, i chłopaków pobranych na początku wojny, o znak od najbliższych, którzy zginęli w zawierusze wojny i kto wie, czy żyją. Widziano ich w obozach, w Dachau, w Oświęcimiu, w Majdanku. Modlono się też