w rozległy, zagnojony plac, pełen wiekuistych dziur i nigdy nie wysychających, smrodliwych bajorek. Ten plac przeznaczony był do postoju zajeżdżających przed karczmę wozów i pojazdów, z których tu często wyprzęgano konie w celu napojenia ich w pobliskim stawku.<br>Była to rudera. stuletnia chyba, częściowo murowana, w części zaś pełna drewnianych szop, walących się komórek i natłoczonych przybudówek. Całość pokrywało, niby jakiś kopciuch potworny, daszysko ogromne i strome, z pozieleniałych, próchniejących gontów. U okien, ohydnie brudnych i zakopconych, zwisały na rudych od rdzy uszakach grube drewniane okiennice. Pośrodku, w ścianie frontowej, czerniał blaszany daszek ciasnego ganku, wsparty na dwóch koślawych słupach.<br><page nr=68> Ambroży