nie niosę, a Baata nie chciała, żeby ktoś "obcy" niósł jej psa podczas jego - być może - <hi rend="italic">ostatniej podróży</>), zresztą jakoś nie mogłem uwierzyć, żeby od zeżarcia głupiej roślinki psu mogło się coś stać. I rzeczywiście, weterynarz wlał mu do pyska jakiś płyn na przeczyszczenie(?), co najwyraźniej postawiło Fitzgeralda na nogi, tak iż w drodze powrotnej mógł już nam towarzyszyć o własnych siłach, co chwila posrywając czymś żółtym po chodniku.<br>- Musimy z nim pochodzić, aż się całkiem wypróżni - zaopiniowała Baata, a więc chodzimy sobie, spacerujemy pomalutku, zwiedzamy miasto, aż tu nagle - kogoż to my widzimy! (Oczywiście była to Iwonka z Robertem i