z roboty. Dzwonię, dzień dobry, przepraszam, ale musiałem pilnie załatwić sprawę w urzędzie skarbowym - zaczynam bredzić. A tu sekretarka szefa na luzie mówi, że spokój i skoro tam już jestem, to mógłbym iść do działu rozliczeń spółek po papiery, bo koniec miesiąca. Jasne, to niedługo będę. Jeszcze będę musiał na taksówkę do tego wydać. Bo urząd na drugim końcu miasta. Postój blisko, całe szczęście. Idę do tych w pomarańczowych kamizelkach, miejscowych, i pytam, jak znaleźć tą szczękę. Oni na to, że w zarządzie targowiska jest plan. Pokazali, ale patrzyli jak na debila. Dobra, podchodzę, a tam stoi facet z kasetami wideo