religijne, myśliwskie i sielanki z udziałem rozebranych kobiet. Meble lśniły intarsjami i mosiądzem okuć, a dywany były takie, że przy stąpnięciu stopa zagłębiała się po kostkę. Ciri nie zdążyła zaobserwować szczegółów, bo Bonhart kroczył szparko i ciągnął za łańcuch.<br>- Witaj, Houvenaghel.<br>W tęczy kolorów, rzucanej przez witraż, na tle myśliwskiej tapiserii, stał mężczyzna o imponującej tuszy, ubrany w kapiący od złota kaftan i obszywaną wyporkami delię. Choć w sile wieku męskiego, był mocno łysy, a policzki zwisały mu jak u ogromnego buldoga. <br>- Witaj, Leo - powiedział. - I ty, pani...<br>- Żadna pani - Bonhart pokazał łańcuch i obrożę. - Witać nie trzeba.<br>- Grzeczność nic nie