leżało pełno igieł sosnowych, podwinęłam spódnicę i usiadłam Arturowi na kolanach, plecami do jego piersi. Kiedy kochaliśmy się w najlepsze, nagle zza drzew pojawił się ojciec Artura, by dać nam ostatnie wskazówki, jak mamy zagasić ognisko. Nie zauważył, w jak krępującej zastał nas sytuacji, bo moja spódnica zasłaniała biodra Artura; tata myślał, że po prostu siedzę jego synowi na kolanach. Siliłam się na uśmiech, by ukryć przerażenie, podczas gdy mój chłopak mówił zdawkowo: "Mhm, rozumiem, tak, tato". W końcu ojciec sobie poszedł, a my byliśmy tak zestresowani, że zagasiliśmy to cholerne ognisko i poszliśmy spać jak grzeczne dzieci.<br>Katarzyna, 26 lat