ślubie.<br>- Tak, to przykre, skoro-żeś niezdrów.<br>Zapanowało milczenie. Dziadzia pykał ze swej fajeczki. <page nr=241> Miał poważnie-uroczystą minę, zdążył jeszcze powiedzieć, zanim wszedł Bove:<br>- Miałem nawet razem z nią przyjść tu dziś rano do ciebie, ale byłem zajęty w związku ze swą posadą.<br>Bove położył kapelusz na swojej wypchanej rękopisami teczce, po czym przywitał się z Lucjanem i Dziadzią. Na jego twarz wypełzł jakiś gorzkawy uśmieszek. Powiedział nieprzyjemnym akcentem:<br>- Jak się masz, Lucjanie? Cóż to, wódzia cię usadowiła w łóżeczku?<br>- Ach, mój drogi, myślę, że wódzia toby mi raczej pomogła teraz. Tonę w odmętach nudy i zwątpień. Bardzo to dzielnie z