ponawiać próby, z początku co pół godziny, z czasem co parę minut. Nic. W dalszym ciągu cisza.<br>Wypiłem setkę wódki i pojechałem do niej.<br>Było słonecznie, upalnie, mniej więcej pierwsza w południe. Zasłony w obu oknach były pozasuwane. Serce zabiło mi mocniej. "Śpi, odsypia wczorajsze", myślałem, wchodząc po schodach, "wyłączyła telefon. Jest nie ubrana. Naga? W koszuli nocnej? Szlafroku?" Dzwonek (typu "ding-dong") nie wywołał jednakże oczekiwanych następstw. Żadnych kroków, odgłosów, pytania "kto tam?", otwarcia. Cisza jak makiem zasiał. Z uchem przytkniętym do drzwi długo nasłuchiwałem, czy nie jest to aby pozór i czy po jakimś czasie nie rozlegnie się wreszcie